wtorek, 19 stycznia 2016

Rozdział drugi część pierwsza

Cześć! Wybaczcie mi długą nieobecność. Niestety, wyjazd świąteczny i przygotowania do matury pochłonęły mnie bez reszty. Ale w wolnym czasie mazałam coś po swoim brudnopisie i oto jest! Całkiem nowy rozdział. Nie jestem może w pełni zadowolona z tej części ale nie wyszło chyba najgorzej. Co myślicie?
PS kolejna część rozdziału pojawi się w sobotę wieczorem.

Uderzyłam opuchniętymi od zimna kolanami w śliski, pokryty warstewką lodu polbruk i odruchowo zacisnęłam szczęki. Nie miałam zamiaru krzyczeć. 
` żadnych łez ` powtarzałam w duchu jak mantrę choć czułam jak cisną mi się do oczu. Pełna obaw uniosłam podbródek, tym samym okazując nieposłuszeństwo. Zdawałam sobie sprawę z tego co za chwilę nastąpi - i rzeczywiście. Mocny, siarczysty policzek sprawił, że z bólu byłam zmuszona zagryźć wargi. Ciepława krew leniwie spłynęła mi po podbródku. Nie wydałam z siebie choćby najcichcszego jęku symbolizującego słabość, patrząc hardo w oczy oprawcy.
Serce kołatało mi w piersi kiedy tak intensywnie obserwował najdelikatniejsze nawet mrugnięcie. Na przemian przyspieszało się i stawało, wywołując kolejny skurcz spowodowany paraliżującym strachem.
Przenikające do szpiku kości zimno usprawiedliwiało dygoczące ręce, choć w głębi ducha wiedziałam, że te odruchy nie mają nic wspólnego z ujemną temperaturą.
- zimno ci, suko? - ostry ton głosu sprawił, że włosy stanęły mi dęba. Po chwili poczułam jak silna ręka ciągnie mnie za misternie wykonanego koka. Głowa mimo woli została szarpnięta do tyłu. Poczułam na karku świszczący oddech i znieruchomiałam. Syknęłam, zdając sobie sprawę do czego zdolny jest ten mężczyzna ale to najwyraźniej jeszcze bardziej go rozwścieczyło - mogę cię rozgrzać - wysyczał mi do ucha. Nie śmiałam drgnąć. 
- Jeśli przyjdzie mi stoczyć walkę o cnotę, będzie to walka na śmierć i życie - wymamrotałam niespiesznie, delektując się ukrytą groźbą. Gdybym tylko mogła wyszarpać włosy z mocnego uścisku oprawcy, uniosłabym dumnie głowę. 
Spodziewałam się złośliwego komentarza, demonstracji siły a nawet próby gwałtu. Spięłam każdy pojedyńczy mięsień, który nie zdążył jeszcze przymarznąć i szykowałam się na najgorsze. Szukałam w sobie ducha waleczności, by zadać jak najwięcej ciosów.
Ale nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego zmysł słuchu rozdrażnił zimny i pusty śmiech. Przeraźliwy chichot osoby, która zatraciła gdzieś swoje człowieczeństwo. Która przekroczyła niewidzialną dotąd granicę. Śmiech potwora.
Odetchnęłam z ulgą, ponownie unosząc wzrok wbity w ziemię i głośny krzyk rozdarł moje wargi, gdy ostrze noża rozerwało delikatny materiał, głęboko zacinając piersi.
- MALFOY, NIE!
____________________________________________________________________________
- Na Merlina, Granger! - warknął poirytowany głos. Szybko przetarłam załzawione oczy i biorąc szybko kolejny, urywany oddech skierowałam wzrok w stronę z której pochodził. I wtedy to zobaczyłam. Ten sam kolor czupryny. Stalowe oczy. On tu był. On cały czas tu był. I jest tutaj nadal. To nie był sen. Wcale nie sen. Fala gorąca zalała cały mój umysł, kiedy złapał mnie za nadgarstek.
- Nie, wypuść mnie! Wypuść! - wrzeszczałam bijąc na oślep pięściami. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Nie chciałam umrzeć. Nie teraz, nie tutaj i nie w takich okolicznościach - oni mnie znajdą! Zabiją cię! Obiecuję, że cię zabiją! - czułam jak kostki pulsują bólem a gorące strumienie krwi Lucjusza tryskają na moją pobladłą twarz ale życie tego człowieka zupełnie mnie nie obchodziło. Musiałam się bronić. Uciec.
- Granger! - tubalny i mocny głos sprawił, że moja zwinięta pięść zatrzymała się w połowie drogi - Granger, co ty do cholery wyprawiasz! - zamrugałam kilka razy, starając się go rozpoznać - złaź z niego ale już!
- Nie! - krzyknęłam kolejny raz decydując się na walkę o życie. Jeśli nie dwóch, wykończę choćby jednego!
- Puszczaj mnie, słyszysz?! - wrzeszczałam wniebogłosy machając nogami, kiedy szorstkie, męskie ręce skrzyżowały moje nadgarstki i uniosły mnie do góry. Zaślepiona pragnieniem zemsty usłyszałam tylko trzask drzwi.
- Spójrz na mnie! - nakazał głos a ja nieprzytomnie skierowałam wzrok w jego strone. Czarne, głębokie jak studnia bez dna oczy. Znajome oczy - nie zapominaj gdzie jesteś, Granger - dodał ten sam człowiek, delikatnie głaszcząc moje skołtunione włosy.
Zamrugałam szybko. Jeśli nie robi mi krzywdy ale i nie jest wybawicielem, to znaczyłoby, że...
- O mój Boże - jęknęłam cicho wyrywając się z marazmu i ukryłam twarz w dłoniach. 
- Już w porządku - oznajmił Snape, świdrując mnie wzrokiem. To nie pierwszy taki atak. Nie odróżniałam snu od rzeczywistości. Jestem wariatką. Oderwałam od twarzy ręce i dostrzegłam zaschniętą krew Dracona.
- co z Draco?! - krzyknęłam zrywając się na równe nogi, ale Severus tylko złapał mnie za ramię. 
- spokojnie, wezwałem Maksyma. Wyjdzie z tego - zapewnił. Zapadła grobowa cisza, przerywana jedynie moim cichym pochlipywaniem. Nie starał się mnie pocieszyć. Zamiast tego powiedział - nie wspominaj nikomu o tym, co właśnie miało tu miejsce. To nie powinno wypłynąć na światło dzienne. 
- muszę ponieść konsekwencje. Chcę ponieść konsekwencję. Skrzywdziłam Dracona - szlochałam obejmując kolana drżącymi dłońmi. Na pogryzionych wargach zebrała się już warstewka świeżej krwi. Snape wpatrywał się we mnie uważnie.
- Wierz mi na słowo, nie chcesz tego przeżywać. Nikt nie zostaje sobą - oznajmił, a po chwili zastanowienia dodał - idź do sypialni. Weź szybki prysznic i doprowadź się do porządku. Wyjeżdżamy.
- A bagaże?
- Nie zadawaj durnowatych pytań, Granger. Chyba sen nie przyćmił ci jeszcze mózgu i nie odebrał zdolności logicznego myślenia? - zakpił sobie Severus a ja poczułam jak rumieniec wstydu wypływa na moje bladolice policzki - wybieramy się na wycieczkę do mugolskiej dzielnicy - wyjaśnił, odwracając wzrok - ruszaj się.
Nie zadając zbędnych pytań ruszyłam mozolnie w stronę toalety. Po drodze zgarnęłam pierwszą, lepszą szatę. Wszystkie miały ten sam kolor. Jaskrawoczerwony. Symbolizowały zniewolenie. Wzdrygnęłam się na myśl o skrzatach.
Kiedy gorące strumienie wody opadały na moje drżące, wychudłe ramiona zastanawiałam się jakim cudem Snape ma zamiar wyprowadzić mnie z twierdzy. Nanda Parbat była przecież jedną z najlepiej strzeżonych. Ale w końcu jeśli nie on, zastępca i powiernik Lucjusza Malfoy'a, to kto?
____________________________________________________________________________
- Lucjuszu - głos przyjaciela zwrócił moją uwagę. Pstryknąłem palcami i jedna z usłużnych panienek do towarzystwa ześliznęła się z moich kolan sadowiąc się przy stopach. Okryłem szatą wpół nagie ciało.
- Co sprowadza cię w środku nocy, Severusie? - zwróciłem się do mojego zastępcy, starając się by ton głosu przybrał władczą formę. W jego obecności nigdy mi się to nie udawało. Zawsze zdawało się, iż to on ma przewagę. Cóż, z całą pewnością nie w praktyce. Zerknąłem na ładną, młodziutką dziewczynę. Nie miałem ochoty jej odprawiać i prawdę mówiąc żywiłem nadzieję, że się pospieszy.
- Chciałbym prosić o pozwolenie na wyjazd - oznajmił wpatrując się we mnie. W pierwszym momencie otworzyłem usta ze zdziwienia.
- Przecież nie ma prawa, które zabraniałoby ci opuszczenia twierdzy, drogi przyjacielu - mój głos przybrał karcące zabarwienie.
- Owszem. Jednak chciałbym zabrać ze sobą Granger - zmarszczyłem drzwi a dziewczyna przy moich stopach wzdrygnęła się na te słowa. Pewnie są z tego samego rocznika. Być może były nawet w jednym domu.  Mało mnie to obchodziło. Niemniej jednak zastanowiło mnie z jakiego to powodu, mój najwierniejszy sługa pragnie zabrać jedną z niewiele znaczących dziwek na urlop. Pospieszył z wyjaśnieniem, tak jak tego oczekiwałem - jest dla nas cenna, Lucjuszu. Pomoże uwarzyć odpowiedni eliksir kiedy tylko odzyska siły. Do tej pory jej stan ciągle się pogarsza. Zbyt wiele magii, jak na tak mało znaczącą szlamę - rozważyłem jego słowa. Nie dopatrzyłem się w nich niczego podejrzanego. Miał rację. Ta mała suka przebywa zbyt blisko potężnych mocy. Mocy, które zniszczą każdą niepotrzebną szlamę. Które w odpowiednim czasie dadzą mi władzę. 
Machnąłem lekceważąco dłonią ponownie przywołując na swoje kolana służkę. 
- wyjedziemy jeszcze dzisiaj - usłyszałem nim pogrążyłem się w cielesnych doznaniach.